W ciągu ostatnich trzech tygodni uczęszczałem na praktyki śródroczne. Doświadczyłem w tym czasie dwóch ważnych rzeczy, po pierwsze moja terapia okazała się bardzo pomocna a efekty nieprzewidywalne (co sprawiło mi dużo radości), po drugie (co smutniejsze i o czym chcę opowiedzieć) zauważyłem, że nam fizjoterapeutom brakuje wiele do ideału. Dlatego poniżej przedstawiam niektóre z naszych niedoskonałości, jakie udało mi się wychwycić. Jakie są więc najczęstsze błędy terapeutów ruchowych?

Nie angażujemy się

Mówi się tyle o indywidualnej pracy z pacjentem, o tym, że poświęcamy nasz prywatny czas na pracę. Z moich obserwacji szpitalnych, wygląda to jednak inaczej. Pacjenta wsadzamy do UGUL-a i każemy mu robić standardowy schemat ćwiczeń przeznaczony dla całego szpitala. Kiedy widzimy jakiegoś pacjenta w UGUL-u, nie podchodzimy i nie pomagamy mu, nie zmieniamy złej terapii, wolimy być obojętni… Nie mówię, że terapia w UGUL-u jest zawsze zła, ale jeśli większości ćwiczącym zlecamy te same ćwiczenia, nie kontrolując ich przy tym, to chyba coś jest nie tak.

Jak to jest, że podczas masażu nie skupiamy się na pacjencie, czasem rozmawiamy przez telefon, nie myjemy rąk przed masażem czy przed jakimkolwiek kontaktem ze skórą pacjenta?

Dużo łatwiej zaangażować się, przyjmując kogoś prywatnie niż w szpitalu, gdzie na jednego terapeutę przypada kilku pacjentów, gdzie system pracy jest z góry narzucony, jednak warto próbować.

Nie badamy i nadmiernie ufamy diagnozie lekarskiej

Diagnoza lekarska może być dla nas bardzo pomocna, ale nie może zastąpić badania fizjoterapeuty. Bez sprawdzenia zakresu ruchu w stawie, nie będziemy wiedzieli przykładowo, czy pacjent wykonuje pełny ruch podczas ćwiczenia. Czasami brak badania wynika z braku czasu, czasami z obojętności, najczęściej pewnie jednak z niewiedzy. Zapominamy, po jakich operacjach jest pacjent, jak było z jego zakresem ruchu na początku terapii, jaki był wtedy ból. Warto sobie takie rzeczy notować, aby kontrolować postępy lub regresję w leczeniu w jasny i klarowny sposób. Pracując prywatnie, na pewno częściej badamy swojego klienta, czy pacjenci w szpitalnych piżamach na to nie zasługują?

Nie edukujemy pacjentów

Spotkałem się już wiele razy z narzekaniem typu: “lekarz zrobił operację, a pacjent nie wie nawet na co, bo mu nie powiedzieli. A czy my tłumaczymy pacjentom, po co rozciągamy daną tkankę, dlaczego prosimy o wykonywanie akurat takich ruchów, po co uciskamy bolesne punkty, dlaczego czasem wywołujemy ból a czasem nie, jakich ruchów powinien unikać, w jaki sposób wstawać z łóżka, jakie sporty może uprawiać? Skąd w ogóle wzięła się jego choroba i na czym polega? Mam wrażenie, że zdecydowanie rzadziej niż możemy.

Źle prezentujemy ćwiczenia

A w zasadzie to ich w ogóle nie prezentujemy. Może, zamiast mówić zgięcie grzbietowe, podeszwowe i tłumaczyć to 2 minuty, warto pokazać ten ruch na własnej stopie? Ile razy zdarzyło się nam tłumaczyć pacjentowi jakieś ćwiczenie, a kiedy sfrustrowany już pacjent poprosił o prezentacje go, okazało się, że jest niewykonalne, albo źle skonstruowane. Przed ćwiczeniem, pokażmy i wytłumaczmy je dokładnie pacjentowi, sami poczujmy, które struktury się angażują, jaki jest stopień trudności. Najśmieszniejsze jest to, że zawsze to pacjentowi się dostaje, za to, że źle wykonuje ćwiczenie, kiedy to wina tylko i wyłącznie fizjoterapeuty (bo albo przecenił możliwości pacjenta, albo popełnił błąd w tłumaczeniu).

Nie ufamy pacjentom

Supinacja i pronacja dłoni bez obciążenia, pacjentka mówi nam, że boli ją pod łopatką. “Co pani opowiada, to niemożliwe, ćwiczyć dalej”. Jeżeli czegoś nie możemy zrozumieć, nie znaczy, że jest niemożliwe. W tym przypadku pacjentka pomagała sobie niewielkim ruchem barku, co wywoływało ból. Co jak co, ale pacjent najlepiej zna swoje ciało, nie bądźmy więc ignorantami i zaufajmy mu.

Myślimy, że jesteśmy idelani

Właśnie o to chodzi, że nie jesteśmy. Jeśli popełniliśmy błąd, nie zrzucajmy winy na pacjenta, innego fizjoterapeutę, uciekając od odpowiedzialności. Każdy popełnia błędy, lecz trzeba się na nich uczyć. Odrzucając od siebie odpowiedzialność za pogorszenie stanu zdrowia pacjenta lub za przekazanie błędnych informacji, stajemy się nieetyczni.

Nie potrafimy rozmawiać z innymi terapeutami

Czasem podajemy w wątpliwość postępowanie drugiego terapeuty, nie widzę w tym nic złego, gdyby nie fakt, że często robimy to przy pacjencie. Przy osobie, która jest zmartwiona swoją chorobą i przestraszona. “Nie tak się to robi, po co rozciągasz ten mięsień?!; poszukaj lepiej punktów spustowych, inna ćwiczenie byłoby lepsze; nie chcę nic mówić, ale chyba nie chcesz pogorszyć stanu zdrowia pacjenta?. Czy naprawdę tak ciężko poprosić kogoś na bok i zaproponować zmianę w terapii? Niestety nasze ego potrzebuje dowartościowania, chcemy zabłysnąć kosztem pacjenta. Próbujmy się z tym kontrolować. A kiedy proponujemy komuś zmianę terapii, wytłumaczmy merytorycznie, dlaczego tak sugerujemy, dlaczego inne ćwiczenie będzie lepsze, mimo że anatomię znamy tę samą, niekoniecznie czytamy sobie w myślach.

Tak często narzekamy na lekarzy, ale może warto spojrzeć w lustro? Jeżeli siejemy pogardę, nie liczmy, że zyskamy szacunek lekarzy czy pacjentów.

2 Replies to ““Jesteśmy tym, o co walczymy” – błędy terapeutów

  1. Dodam tylko, że na prawdę warto poświęcić pacjentowi kilka minut większej uwagi, nawet jeśli przez to narazimy się na karcące spojrzenia przełożonych, bo niestety i tak bywa. Bardziej doświadczeni terapeuci niejednokrotnie z niedowierzaniem patrzyli na nasze pomysły uważając je za ryzykowne (a były to np. PIR, opracowanie blizny pooperacyjnej, czy “zwykłe” ćwiczenia czynne podane w innej niż zazwyczaj formie, np. z przyrządami dla uatrakcyjnienia terapii) chociaż poparte były konkretną wiedzą i szczegółowym wywiadem od pacjenta, bo były “inne”. Ale to właśnie dzięki temu nawet w przeciągu kilku dni mogliśmy zaobserwować konkretne efekty z ogromnym zadowoleniem pacjentów na czele. A na koniec (kiedy okazało się, że nikogo nie uszkodziliśmy :)) prowadzący i tak nam podziękowali za dobrą robotę… 😉 Na prawdę warto! 🙂

  2. Olewanie pacjenta to powszechne zjawisko. Boli, ale przestało dziwić. Takie praktyki najczęściej mają miejsce w placówkach gdzie jest NFZ. Będąc na praktykach, moje prośby o pokazanie czegoś nowego, polecenie literatury, przypilnowanie mnie, czy coś robię poprawnie, kończyły się kpiącym uśmieszkiem. Kiedy chciałam pokazać coś innego, tłumaczyłam co i jak, podpowiadałam, co jeszcze można zrobić w przypadku ich dolegliwości, zdarzało się dostać ochrzan, bo “po co, potem więcej od nas wymagają”. Koleżankę ze Szczecina właśnie z tego powodu zwolnili. I jak tu się starać?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *